Here (2 page)

Read Here Online

Authors: Wislawa Szymborska

No właśnie, mieć te cechy, które wyliczyłeś.
Więc lepiej zmieńmy temat.
Napijesz się kawy?

 

Na co on westchnął tylko.

 

I zaczął znikać.

 

I zniknął.

 

Exactly, to have the qualities you've listed.
So let's change the subject.
How about a cup of coffee?

 

It just sighed.

 

And started vanishing.

 

And vanished.

KILKUNASTOLETNIA

Ja—kilkunastoletnia?
Gdyby nagle, tu, teraz, stanęła przede mną,
czy miałabym ją witać jak osobę bliską,
chociaż jest dla mnie obca i daleka?

 

Uronić łezkę, pocałować w czółko
z tej wyłącznie przyczyny,
że mamy jednakową datę urodzenia?

 

Tyle niepodobieństwa między nami,
że chyba tylko kości są te same,
sklepienie czaszki, oczodoły.

 

Bo już jej oczy jakby trochę większe,
rzęsy dłuższe, wzrost wyższy
i całe ciało obleczone ściśle
skórą gładką, bez skazy.

 

Łączą nas wprawdzie krewni i znajomi,
ale w jej świecie prawie wszyscy żyją,
a w moim prawie nikt
z tego wspólnego kręgu.

 

Tak mocno się różnimy,
tak całkiem o czym innym myślimy, mówimy.
Ona wie mało—
za to z uporem godnym lepszej sprawy.
Ja wiem o wiele więcej—
za to nie na pewno.

TEENAGER

Me—a teenager?
If she suddenly stood, here, now, before me,
would I need to treat her as near and dear,
although she's strange to me, and distant?

 

Shed a tear, kiss her brow
for the simple reason
that we share a birthdate?

 

So many dissimilarities between us
that only the bones are likely still the same,
the cranial vault, the eye sockets.

 

Since her eyes seem a little larger,
her eyelashes are longer, she's taller,
and the whole body is tightly sheathed
in smooth, unblemished skin.

 

Relatives and friends still link us, it is true,
but in her world nearly all are living,
while in mine almost no one survives
from that shared circle.

 

We differ so profoundly,
talk and think about completely different things.
She knows next to nothing—
but with a doggedness deserving better causes.
I know much more—
but not for sure.

 

Pokazuje mi wiersze,
pisane pismem starannym, wyraźnym,
jakim ja nie piszę już od lat.

 

Czytam te wiersze, czytam.
No może ten jeden,
gdyby go skrócić
i w paru miejscach poprawić.
Reszta niczego dobrego nie wróży.

 

Rozmowa się nie klei.
Na jej biednym zegarku
czas chwiejny jeszcze i tani.
Na moim dużo droższy i dokładny.

 

Na pożegnanie nic, zdawkowy uśmiech
i żadnego wzruszenia.

 

Dopiero kiedy znika
i zostawia w pośpiechu swój szalik.

 

Szalik z prawdziwej wełny,
w kolorowe paski
przez naszą matkę
zrobiony dla niej szydełkiem.

 

Przechowuję go jeszcze.

 

She shows me poems,
written in a clear and careful script
I haven't used for years.

 

I read the poems, read them.
Well, maybe that one
if it were shorter
and touched up in a couple of places.
The rest do not bode well.

 

The conversation stumbles.
On her pathetic watch
time is still cheap and unsteady.
On mine it's far more precious and precise.

 

Nothing in parting, a fixed smile
and no emotion.

 

Only when she vanishes,
leaving her scarf in her haste.

 

A scarf of genuine wool,
in colored stripes
crocheted for her
by our mother.

 

I've still got it.

TRUDNE ŻYCIE Z PAMIĘCIĄ

Jestem złą publicznością dla swojej pamięci.
Chce, żebym bezustannie słuchała jej głosu,
a ja się wiercę, chrząkam,
słucham i nie słucham,
wychodzę, wracam i znowu wychodzę.

 

Chce mi bez reszty zająć uwagę i czas.
Kiedy śpię, przychodzi jej to łatwo.
W dzień bywa różnie, i ma o to żal.

 

Podsuwa mi gorliwie dawne listy, zdjęcia,
porusza wydarzenia ważne i nieważne,
przywraca wzrok na prześlepione widoki,
zaludnia je moimi umarłymi.

 

W jej opowieściach jestem zawsze młodsza.
To miłe, tylko po co bez przerwy ten wątek.
Każde lustro ma dla mnie inne wiadomości.

 

Gniewa się, kiedy wzruszam ramionami.
Mściwie wtedy wywleka wszystkie moje błędy,
ciężkie, a potem lekko zapomniane.
Patrzy mi w oczy, czeka co ja na to.
W końcu pociesza, że mogło być gorzej.

 

Chce, żebym żyła już tylko dla niej i z nią.
Najlepiej w ciemnym, zamkniętym pokoju,
a u mnie ciągle w planach słońce teraźniejsze,
obłoki aktualne, drogi na bieżąco.

HARD LIFE WITH MEMORY

I'm a poor audience for my memory.
She wants me to attend her voice nonstop,
but I fidget, fuss,
listen and don't,
step out, come back, then leave again.

 

She wants all my time and attention.
She's got no problem when I sleep.
The day's a different matter, which upsets her.

 

She thrusts old letters, snapshots at me eagerly,
stirs up events both important and un-,
turns my eyes to overlooked views,
peoples them with my dead.

 

In her stories I'm always younger.
Which is nice, but why always the same story.
Every mirror holds different news for me.

 

She gets angry when I shrug my shoulders.
And takes revenge by hauling out old errors,
weighty, but easily forgotten.
Looks into my eyes, checks my reaction.
Then comforts me, it could be worse.

 

She wants me to live only for her and with her.
Ideally in a dark, locked room,
but my plans still feature today's sun,
clouds in progress, ongoing roads.

 

Czasami mam jej towarzystwa dosyć.
Proponuję rozstanie. Od dzisiaj na zawsze.
Wówczas uśmiecha się z politowaniem,
bo wie, że byłby to wyrok i na mnie.

 

At times I get fed up with her.
I suggest a separation. From now to eternity.
Then she smiles at me with pity,
since she knows it would be the end of me too.

MIKROKOSMOS

Kiedy zaczęto patrzeć przez mikroskop,
powiało grozą i do dzisiaj wieje.
Życie było dotychczas wystarczająco szalone
w swoich rozmiarach i kształtach.
Wytwarzało więc także istoty maleńkie,
jakieś muszki, robaczki,
ale przynajmniej gołym ludzkim okiem
dające się zobaczyć.

 

A tu nagle, pod szkiełkiem,
inne aż do przesady
i tak już znikome,
że to co sobą zajmują w przestrzeni,
tylko przez litość można nazwać miejscem.

 

Szkiełko ich nawet wcale nie uciska,
bez przeszkód dwoją się pod nim i troją
na pełnym luzie i na chybił trafił.

 

Powiedzieć, że ich dużo—to mało powiedzieć.
Im silniejszy mikroskop,
tym pilniej i dokładniej wielokrotne.

 

Nie mają nawet porządnych wnętrzności.
Nie wiedzą, co to płeć, dzieciństwo, starość.
Może nawet nie wiedzą czy są—czy ich nie ma.
A jednak decydują o naszym życiu i śmierci.

 

Niektóre zastygają w chwilowym bezruchu,
choć nie wiadomo, czym dla nich jest chwila.
Skoro są takie drobne,

MICROCOSMOS

When they first started looking through microscopes
a cold fear blew and it is still blowing.
Life hitherto had been frantic enough
in all its shapes and dimensions.
Which is why it created small-scale creatures,
assorted tiny worms and flies,
but at least the naked human eye
could see them.

 

But then suddenly beneath the glass,
foreign to a fault
and so petite,
that what they occupy in space
can only charitably be called a spot.

 

The glass doesn't even touch them,
they double and triple unobstructed,
with room to spare, willy-nilly.

 

To say they're many isn't saying much.
The stronger the microscope
the more exactly, avidly they're multiplied.

 

They don't even have decent innards.
They don't know gender, childhood, age.
They may not even know they are—or aren't.
Still they decide our life and death.

 

Some freeze in momentary stasis,
although we don't know what their moment is.
Since they're so minuscule themselves,

to może i trwanie
jest dla nich odpowiednio rozdrobnione.

Pyłek znoszony wiatrem to przy nich meteor
z głębokiego kosmosu,
a odcisk palca—rozległy labirynt,
gdzie mogą się gromadzić
na swoje głuche parady,
swoje ślepe iliady i upaniszady.

 

Od dawna chciałam już o nich napisać,
ale to trudny temat,
wciąż odkładany na potem
i chyba godny lepszego poety,
jeszcze bardziej ode mnie zdumionego światem.
Ale czas nagli. Piszę.

 

their duration may be
pulverized accordingly.

 

A windborne speck of dust is a meteor
from deepest space,
a fingerprint is a far-flung labyrinth,
where they may gather
for their mute parades,
their blind iliads and upanishads.

 

I've wanted to write about them for a long while,
but it's a tricky subject,
always put off for later
and perhaps worthy of a better poet,
even more stunned by the world than I.
But time is short. I write.

OTWORNICE

No cóż, na przykład takie otwornice.
Żyły tutaj, bo były, a były, bo żyły.
Jak mogły, skoro mogły i jak potrafiły.
W liczbie mnogiej, bo mnogiej,
choć każda z osobna,
we własnej, bo we własnej
wapiennej skorupce.
Warstwami, bo warstwami
czas je potem streszczał,
nie wdając się w szczegóły,
bo w szczegółach litość.
I oto mam przed sobą
dwa widoki w jednym:
żałosne cmentarzysko
wiecznych odpoczywań
czyli
zachwycające, wyłonione z morza,
lazurowego morza białe skały,
skały, które tu są, ponieważ są.

FORAMINIFERA

Why not, let's take the Foraminifera.
They lived, since they were, and were, since they lived.
They did what they could since they were able.
In the plural since the plural,
although each one on its own,
in its own, since in its own
small limestone shell.
Time summarized them later
in layers, since layers,
without going into details,
since there's pity in the details.
And so I have before me
two views in one:
a mournful cemetery made
of tiny eternal rests
or,
rising from the sea,
the azure sea, dazzling white cliffs,
cliffs that are here because they are.

PRZED PODRÓŻĄ

Mówi się o niej: przestrzeń.
Łatwo określać ją tym jednym słowem,
dużo trudniej wieloma.

 

Pusta i pełna zarazem wszystkiego?
Szczelnie zamknięta, mimo że otwarta,
skoro nic
wymknąć się z niej nie może?
Rozdęta do bezkresu?
Bo jeśli ma kres,
z czym, u licha, graniczy?

 

No dobrze, dobrze. Ale teraz zaśnij.
Jest noc, a jutro masz pilniejsze sprawy,
w sam raz na twoją określoną miarę:
dotykanie przedmiotów położonych blisko,
rzucanie spojrzeń na zamierzoną odległość,
słuchanie głosów dostępnych dla ucha.

 

No i jeszcze ta podróż z punktu A do B.
Start 12.40 czasu miejscowego,
i przelot nad kłębkami tutejszych obłoków
pasemkiem nieba nikłym,
nieskończenie którymś.

BEFORE A JOURNEY

They call it: space.
It's easy to define with that one word,
much harder with many.

 

Empty and full of everything at once?
Shut tight in spite of being open,
since nothing
can escape from it?
Inflated beyond all limits?
And if it has a limit,
what the devil does it border on?

 

Well, all fine and good. But go to sleep now.
It's night, tomorrow you've got more pressing matters
made to measure for you:
touching objects placed close at hand,
casting glances at the intended distance.
Listening to voices within earshot.

Other books

Dead Highways: Origins by Richard Brown
Meant For Her by Thomas, Raine
Whisper by Lockwood, Tressie
The Pride of Hannah Wade by Janet Dailey
Bad Glass by Richard E. Gropp
Santiago Sol by Niki Turner
Swastika by Michael Slade
Star Shine by Constance C. Greene